niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział II

Bardzo się martwiłam. Nie widziałam Lu od kiedy wywieźli ją do szpitala. Może ją odwiedzę? Nie, znamy się zaledwie 2 tygodnie. Tak rozmyślając chodziłam w te i we wte. Nagle na kogoś wpadłam. Co jak co, ale dzisiaj chyba wszyscy mają pechowy dzień! Podniosłam głowę i ujrzałam pięknego szatyna. Hm... Jaki on przystojny, pomyślałam.
- Prze-przepraszam- wyjąkałam. Chłopak się zaśmiał.
- Nic się nie stało. Jestem Maxi, a ty?- Zapytał.
- Ja-ja mam na imię Naty - rzekłam znowu się jąkając.
- A więc Naty- zaczął- co się dzieje? Widzę, że jesteś zdenerwowana.
- Nie, niby dlaczego? Spróbowałam skłamać. Jednak jego czekoladowe oczy zdawały się zaglądać w mój umysł.
- No dobrze jestem zdenerwowana, ponieważ... - Nie dokończyłam ponieważ zadzwonił dzwonek na lekcję.
Musiał w takiej chwili?!
Pomyślałam ze złością. Właśnie, co do pożaru to nie był aż taki straszny. Najgorzej było na drugim piętrze- tam, gdzie Ludmiła zemdlała. 
Dobrze, że wtedy byłam w domu. Gdybym to ja była na miejscu Ludmiły!? Boję się nawet myśleć! Jednak jej odwaga mnie zachwyciła. 
- O hej Viola. - Powiedziałam wchodzącej do klasy dziewczynie. Ta jednak nie odpowiedziała.                   - Hej Viola- powiedziałam jeszcze raz. Dziewczyna spojrzała na mnie nieprzytomnym wzrokiem.
-Muszę iść, cześć- oznajmiła i wybiegła ze studia.
Co jej się stało? Czyżby mnie nie poznaje?W najgorszym przypadku straciła pamięć. Nie no! Nie dość, że Ludmi jest w szpitalu to jeszcze Vilu chodzi jakaś nieprzytomna! Dzisiaj jest piątek 13 czy jak? Wybiegłam z klasy za Violą krzyczałam, że ma się zatrzymać. Nic z tego ona jak uparty osioł dalej biegła. Martwiłam się. Bardzo się martwiłam! Co jeżeli wpadnie pod samochód? Abo coś jeszcze gorszego! Biegłam za nią i biegłam, aż straciłam ją z oczu. Dopiero po chwili zauważyłam ją na ulicy nieprzytomną. Podbiegłam do niej. -Viola!- Krzyknęłam. Niestety nie chciała się obudzić. Nagle zauważyłam jak chłopak, na którego dzisiaj wpadłam podchodzi do mnie i przyjaciółki.
- Co się stało! - krzyknął przerażony Maxi.
- O, ona zemdlała- powiedziałam powstrzymując łzy.
- Nie płacz, wszystko będzie dobrze- powiedział, po chwili przytulając mnie. 
Wyjął z kieszeni spodni komórkę i wybrał numer pogotowia. Po kilku minutach czekania zobaczyliśmy karetkę jadącą w naszą stronę. Co prawda jeden z ratowników miał do nas wyrzuty, że nie sprawdziliśmy czy oddycha itp., ale ja się tym nie przejmowałam. Liczyło się tylko życie Violi.
-  Na szczęście to nic poważnego dowiedziałam się od ratownika. Uff... To dobrze pomyślałam . Ale ja głupia. Jak bym za nią nie biegła to by nie wpadła pod samochód. Kiedy karetka odjechała Maxi mnie przytulił.
- Wszystko będzie dobrze- powiedział.
- Też mam taką nadzieję- odpowiedziałam.
Staliśmy tak jeszcze kilkanaście minut. Naprawdę potrzebowałam wtedy czyjejś bliskości. A taką bliskość dawał mi Maxi. Hm... Może coś z tego będzie? Kto wie?

Obudziłam się w biało-różowym pokoju. Nie pamiętałam zupełnie nic. Pustka. Moje imię mogło brzmieć Esmeralda, Clara albo Violetta. Kim jestem? Ile mam lat? Gdzie jestem? Nie miałam pojęcia. Chciało mi się płakać. Nagle ktoś zapukał, okazało się, że do pokoju wszedł ten chłopak którego potraktowałam drzwiczkami. Skąd wiedziałam, że uderzyłam go? Proste! Wraz z nim do mojej głowy wróciły wszystkie wspomnienia.
- Nie przedstawiłeś mi się- powiedziałam ochrypłym głosem.
- Przepraszam, mam na imię Leon- powiedział bardzo, bardzo  męskim głosem.
- Violetta- odpowiedziałam z uśmiechem. Cieszyłam się, że taki przystojniak mnie odwiedza.
- Przed dzwonkiem chciałem powiedzieć Ci, że masz piękne imię.- szepnął Leon.
- A skąd wiedziałeś jak mam na imię?- Zdziwiłam się. Byłam pewna, że jeszcze mu go nie zdradzałam. On tylko uśmiechnął się tajemniczo.
- Mam swoje dojścia o których nie wiesz.
- Jesteś bardzo tajemniczy- mruknęłam.
Po tych słowach chłopak wyszedł trzaskając za sobą drzwiami.Za to ja leżałam jak leżałam w łóżku i czekałam na osobę, która mi wyjaśni co ja tutaj robię! Czekam, czekam i nikt nie przychodzi zaczęłam śpiewać... Zamknęłam przy tym oczy. Kiedy skończyłam piosenkę usłyszałam oklaski. Okazało się, że jak śpiewałam do sali wszedł lekarz w raz z pielęgniarkami na kontrolę.
- Ślicznie panienka śpiewa- powiedziała jedna z nich.
- Dziękuję. - odpowiedziałam lekko się przy tym rumieniąc.
- Kiedy będę mogła stąd wyjść?- Spytałam.
- Na pewno nie wyjdziesz ze szpitala szybciej niż tydzień.- Rzekł niskim głosem lekarz.
Otworzyłam buzię ze zdziwienia. Aż tyle?
- No niestety tyle, ponieważ jesteś w bardzo ciężkim stanie , do tego jesteś bardzo odwodniona.
- Dobrze, a-ale właściwie co się stało?- Spytałam  lekarza lekko się jąkając.
- Zemdlałaś na ulicy i delikatnie potrącił cię samochód. Kierowca uciekł z miejsca zdarzenia- wyjaśnił doktor.
- A kto zadzwonił po pogotowie?
- Maximiliano Ponte. Mówił, że niejaka Natalia Navarro biegła za tobą i nagle zauważyła ciebie na ulicy.
- Nie przypominam sobie tego wydarzenia.- Powiedziałam z lekkim zdziwieniem. 
- Nic dziwnego. Możesz mieć małą amnezję i nie przypominać sobie nic co wydarzyło się od pożaru.
Już z tego nic nie rozumiem! Dlaczego biegłam? Dlaczego Naty za mną biegła? Od tego wszystkiego jestem już słaba chyba położę się spać.
- Już nie zawracamy ci głowy. Odpowiedz mi tylko na kilka pytań. Po pierwsze: czy coś cię boli?
- Tak, boli mnie lewa noga. - odpowiedziałam.
- Dobrze, pojedziemy na rentgen. Ale najpierw jeszcze jedno pytanie. Czy przypominasz sobie coś z pożaru?
- Pamiętam jeden urywek gdy dusiłam się tym dymem podniósł mnie jakiś chłopak powtarzając: Wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze... Potem pustka- powiedziałam. Lekarz pokiwał głową.
 - Dobrze, więc tak. Zostałaś potem wyniesiona do parku. Tam udzieliliśmy ci pierwszej pomocy, bo nie byłaś w złym stanie. Dopiero dzisiaj kiedy mogłaś już wrócić do studia po wczorajszym pożarze, pogorszyło się. Nie muszę mówić chyba, że to przez potrącenie.
- Nie, nie musi pan mówić.- Odwróciłam się do lekarza plecami zaczynając płakać w poduszkę.
- Czy możemy jechać na rentgen?- Zapytał doktor. Pokiwałam głową i jechaliśmy na prześwietlenie.

Leżałam w sali czekając na pielęgniarka, która powie mi, że mogę iść do domu. Nagle przez szybę zobaczyłam jak wiozą jakąś dziewczynę w stronę rentgenu, To była Violetta! Jestem ciekawa co ona tu robi?Muszę się czegoś dowiedzieć! Nie zważając na to, że byłam chora, wstałam z łóżka i wyszłam z sali. Zaczepiłam przechodzącą pielęgniarkę.
- Dzień dobry, przez okno ujrzałam dziewczynę jadącą w stronę rentgenu, mogę wiedzieć co się z nią stało?
- A czy pani to ktoś z rodziny?- Westchnęła pielęgniarka.
- Najlepsza przyjaciółka- odpowiedziałam. Pielęgniarka zmierzyła mnie wzrokiem. 
- Nie powinnam, ale dobrze. Violetta Castillo została delikatnie potrącona i ma podejrzenie złamania nogi.
~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~
Oto i kolejny rozdział:). Dłuższy, ponieważ następny dopiero za tydzień. Mamy nadzieję, że się podoba i liczymy na komentarze.
~Gaja i Vanill

sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział I

Ten test wcale nie był trudny! Dziwne tylko, że Violetta nie przyszła. Nie pozwoliłaby sobie na coś takiego! Może jest chora? Albo złamała rękę w drodze do szkoły i musiała jechać do szpitala? Nagle do sali wparowała Viola. 
-Co się stało?- Zapytałam siadając obok niej.
- Zaspałam, uderzyłam kogoś drzwiami szafki i w ogóle mam dzisiaj pecha- żaliła się. Przytuliłam ją. Nagle zadzwonił alarm przeciwpożarowy i wszyscy wybiegli ze szkoły oprócz Violi. Co teraz z nią będzie! Chciałam po nią wrócić, ale zagradzali mi przejście. Zobaczyłam jednak, że jedno okno jest otwarte i nikt go nie strzeże. Pobiegłam w tamtą stronę. Już miałam wejść do budynku gdy ktoś złapał mnie za ramię. - Chcesz się zabić?- Usłyszałam zza pleców. 
Odwróciłam się i zobaczyłam chłopaka, który chodzi do studia. Wiedziałam tylko, że ma na imię Federico. 
- Tam jest moja przyjaciółka muszę ją ratować!- Krzyknęłam.
- Ale nie uratujesz jej jeżeli sama się zabijesz!- Odpowiedział.
- Ty tego nie rozumiesz strażacy już jej nie uratują, ona umrze! Tylko ja mogę ją uratować!- Krzyknęłam mu w twarz i wyrwałam się z jego uścisku.
- Ja na to nie pozwolę! - Wykrzykiwał biegnąc za mną Federico.
Ignorowałam jego krzyki. Miałam tylko jeden cel- uratować Violę; Na ścianie była umieszczona drabina na której zaczęłam wspinać się do okna. Nie obchodził mnie duszący dym, nie obchodziło mnie dosłownie nic. W sali nie było Violi ktoś musiał ją zabrać. Nie widziałam drzwi i okien, zrobiło mi się duszno i upadłam na podłogę. Ni stąd ni zowąd obudziłam się w białym pokoju. Na usta cisnęło mi się tylko jedno pytanie: gdzie ja jestem? Wszystko było białe i tak dziwnie pachniało, ktoś zapukał do drzwi niestety nie mogłam się odezwać. Zaczęłam się wiercić krzyczeć ale nic z tego! Upadłam. Zakręciło mi się w głowie i wszystko słyszałam za mgłą, to było straszne myślałam, że umieram. Nagle otworzyłam oczy. Zauważyłam, że leżę na trawię w parku. Nie pamiętałam dlaczego się tu znalazłam. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że prawie umarłam. To było złudzenie, ponieważ gdy upadłam z łóżka uderzyłam się w głowę o szafkę
- Ał- mruknęłam pocierając ręką o obolałe miejsce. 
Nie wiedziałam już co było fikcją, a co było realne.
Nagle wbiegł lekarz i krzyczał : To niemożliwe jak ona spadła!
- Przepraszam, co tu się dzieje?- Zapytałam zupełnie zbita z tropu.
- Jak to co? Nic nie pamiętasz?
- No nie. Niby był pożar, ale nie wiem już co jest fikcją, a co rzeczywistością- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- No dobrze, dobrze. - Mruknął mężczyzna.
Opowiedział jak to ktoś im powiedział, że wbiegłam do studia. Wynieśli mnie zemdlałą, a potem spałam długo i długo. 
Czyli zielona trawa i to, że umieram to był sen, pomyślałam.
To nie jest tak źle, tylko co z Violą? Ta myśl mnie ciągle męczy.
Postanowiłam o to zapytać. Okazało się, że nic nie wiedzą.
Może jest w innym szpitalu? Może już dawno nie żyje? Nie nawet tak nie mogę myśleć?
~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~
Oto i pierwszy rozdział:). Mamy nadzieję, że się Wam podoba.
Gaja i Vanill.


piątek, 24 stycznia 2014

Prolog

Obudziło mnie miarowe dudnienie w szybę. Leniwie otworzyłam oczy i spojrzałam na budzik. Jakim cudem jest już 10:30?! Natychmiast wyskoczyłam z łóżka i zaczęłam się ubierać myślę sobie co teraz będzie!? Nie zdążę!
Ubrałam miętową sukienkę do kolan i koturny. Szybko umyłam zęby, po czym zbiegłam na dół.
Już wiedziałam, że nie mam szans żebym zdążyła na ten bardzo ważny test który odmieni mi życie.
Zmartwiło mnie to, ale wybiegłam z domu i ruszyłam do szkoły. Nie zwracałam uwagi  na padający z nieba deszcz.
Biegnąc usłyszałam jakieś wołanie zza pleców. Zignorowałam ten hałas i biegłam jak najszybciej w stronę szkoły. Byłam już cała mokra i ludzie pewnie myśleli, że zwariowałam. Ale nie było to dla mnie ważne. Musiałam zdążyć na lekcje!
Wbiegłam do studia jak burza żeby zdążyć tylko na tą jedną lekcję.
Okazało się jednak, że test się skończył. Spuściłam głowę. A tak się starałam! I co z tego mam? Muszę napisać sprawdzian w innym terminie. Tupnęłam ze złości nogą. Postałam jeszcze chwilę i pobiegłam czym prędzej do mojej szafki, aby się wypłakać.
Otworzyłam ją z impetem i dopiero po chwili zorientowałam się, że chyba uderzyłam kogoś w twarz! Ja naprawdę mam dzisiaj pecha, pomyślałam.
- Oj nic się nie stało?! -Krzyknęłam z przerażeniem.
- Nic takiego- odpowiedziała osoba, którą dostała drzwiczkami.
- Przepraszam- mruknęłam.- Mam dzisiaj zły dzień- dodałam.
-Naprawdę nic się nie stało - odparł głos z jeszcze nie odsłoniętych drzwiczek.
Odsłoniłam je delikatnie. Zobaczyłam wysokiego szatyna ze szmaragdowymi oczami. -Yyy... Nie widziałam cię wcześniej- wyjąkałam opierając się o szafkę.
- Nie, bo ja jestem- chciał się właśnie przedstawić, ale zagłuszył go dzwonek.
Ja to mam pecha dość, że nie zdążyłam na test to jeszcze nie usłyszałam jak się nazywa chłopak który naprawdę mi się podoba.
~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~
Witamy wszystkich czytających. Postanowiłyśmy stworzyć wspólnego bloga na którym będą pojawiać się dalsze rozdziały. Co z tego wyjdzie? Myślimy, że spodobał wam się nasz prolog i zachęcamy do czytania tego bloga.
Gaja i Vanill