- Jak to?- odpowiedziałam z niedowierzaniem, ponieważ nie sądziłam, że Viola jest taka zdolna aby wpaść pod samochód.
- Pani Castillo ma, bądź miała, małą amnezję, więc zaczęła uciekać przed swoją przyjaciółką. Jak sama pani widzi, nie skończyło się to dobrze. A teraz proszę nas przepuścić.
- No dobrze, a może pani powiedzieć czy Viola będzie leżała jeszcze w szpitalu z tą nogą?
- Mówiłam już, że to tylko podejrzenie złamania. Jeżeli nasze przypuszczenia się potwierdzą to raczej tak. Zależy to jednak od wielu czynników, których nie mogę pani zdradzić. A teraz naprawdę musimy już iść- warknęła, po czym oddaliła się korytarzem w stronę rentgenu.
Ruszyłam dość szybkimi krokiem do sali po drodze spotkałam lekarza który wyglądał na złego.
- Miała pani zostać w sali- wysyczał kiedy na niego wpadłam.
- No tak ale.... - zaczęłam, ale przerwał mi lekarz.
- Przepraszam, ale się spieszę na sale operacyjną. A pani ma natychmiast wrócić do salki - Po czym pobiegł w kierunku sali operacyjnej.
Byłam zdezorientowana. On był wściekły na mnie czy się spieszył? Postanowiłam jednak to zignorować. Cieszył mnie fakt, że nikt mi już nie przeszkodzi!
Już byłam przy sali, lecz ktoś gwałtownie pociągnął mnie za prawą nogę
Upadłam na podłogę. - Ej!- krzyknęłam. Zauważyłam Federico, który wyglądał na zmieszanego.
- Nic Ci się nie stało? - Spytał Fede ze zdziwieniem.
- Nie- powiedziałam wstając i otrzepując się z kurzu.- Co ty tutaj robisz?- zapytałam po chwili.
- No... yyy- jąkał się Włoch.
- Coś się stało? Ktoś z twojej rodziny jest chory? Ktoś ze studia złamał nogę?- pytałam jak szalona.
- Nie, nie, nie! Po prostu chciałem cię odwiedzić- powiedział cicho, żebym nie usłyszała.
- Co powiedziałeś?
- Nic, nic.
- Wszystko słyszałam- powiedziałam, po czym zaprosiłam chłopaka do sali.
Patrzyliśmy sobie przez chwilę w oczy.
- Ja już muszę iść- oznajmił.
- Dobrze, niedługo się zobaczymy ponieważ wracam do szkoły.
Chłopak uśmiechnął się promiennie i pocałował mnie w policzek. Niby nic, a od razu poczułam jak ciepło rozchodzi się po całym moim ciele.
- Cześć- pożegnał się Federico, a potem opuścił moją salę.
Przez cały tydzień odchodziłam od zmysłów. To przecież przeze mnie Vilu wpadła pod samochód! Mogłam domyślić się, że ma amnezję! Tak w ogóle to prawie sama się nie zabiłam, ale na szczęście był przy mnie Maxi. Zawsze kiedy sięgałam po żyletkę przychodził do mnie, rozmawiał ze mną, pocieszał mnie. Staliśmy się prawdziwymi przyjaciółmi na dobre i na złe. Ale jeśli ludzie mają przeze mnie cierpieć... Postanowiłam, że się powieszę. Co więcej- zrobię to dzisiaj wieczorem. I nikt mnie już nie uratuje. Będę cierpieć tak, jak cierpiała Violetta. Może wreszcie odkupię swoje winy.
Gdy wyjechałam z rentgena okazało się, że moja noga się mocno stłukła. Założyli mi szynę. Bolało, ale na pewno mniej niż wtedy kiedy potrącił mnie samochód. Tak w ogóle to moje cierpienie złagodził León. Odwiedzał mnie codziennie i dawał mi róże oraz kartki z życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia. Co dzień myślałam o nim, czuję coś do niego. Ale jest ta Lara która chce mi go wziąć... Zresztą on spędza z nią dużo czasu. Pewnie nawet nie wie jak tak naprawdę mam na nazwisko. Moje rozmyślania przerwał León wchodzący do mojej sali.
- Cześć Violetto Castillo- uśmiechnął się.
O proszę! Czyli jednak wie!To jest wszystko podejrzane, w mojej głowie padały różne pytania na ten temat...
- Viola! Ziemia do Violetty!- Chłopak machał mi ręką przed twarzą.
- Już jestem- powiedziałam otrząsając się z amoku. León uśmiechnął się, a ja poczułam jak się rozpływam. Teraz wiem już, że na pewno się w nim zakochałam.
- Kiedy wychodzisz?- zapytał nieoczekiwanie.
- A co cię to?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Bo... ja- podrapał się po karku- no... chciałbym zaprosić cię na spotkanie przyjacielskie- wypalił. Spojrzałam na niego dziwnie, choć tak naprawdę skakałam w środku z radości.
- W takim razie wychodzę za tydzień. Ale nadal będę mieć szynę- mruknęłam.
~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~
Wybaczcie taką długą nieobecność, ale nie miałyśmy czasu na napisanie chociaż kawałka rozdziału. Następny jednak pojawi się na pewno o wiele szybciej;).
Dziękujemy za wszystkie komentarze, jesteście wspaniali:*.
Pozdrawiamy,
Gaja i Vanill.
Byłam zdezorientowana. On był wściekły na mnie czy się spieszył? Postanowiłam jednak to zignorować. Cieszył mnie fakt, że nikt mi już nie przeszkodzi!
Już byłam przy sali, lecz ktoś gwałtownie pociągnął mnie za prawą nogę
Upadłam na podłogę. - Ej!- krzyknęłam. Zauważyłam Federico, który wyglądał na zmieszanego.
- Nic Ci się nie stało? - Spytał Fede ze zdziwieniem.
- Nie- powiedziałam wstając i otrzepując się z kurzu.- Co ty tutaj robisz?- zapytałam po chwili.
- No... yyy- jąkał się Włoch.
- Coś się stało? Ktoś z twojej rodziny jest chory? Ktoś ze studia złamał nogę?- pytałam jak szalona.
- Nie, nie, nie! Po prostu chciałem cię odwiedzić- powiedział cicho, żebym nie usłyszała.
- Co powiedziałeś?
- Nic, nic.
- Wszystko słyszałam- powiedziałam, po czym zaprosiłam chłopaka do sali.
Patrzyliśmy sobie przez chwilę w oczy.
- Ja już muszę iść- oznajmił.
- Dobrze, niedługo się zobaczymy ponieważ wracam do szkoły.
Chłopak uśmiechnął się promiennie i pocałował mnie w policzek. Niby nic, a od razu poczułam jak ciepło rozchodzi się po całym moim ciele.
- Cześć- pożegnał się Federico, a potem opuścił moją salę.
Przez cały tydzień odchodziłam od zmysłów. To przecież przeze mnie Vilu wpadła pod samochód! Mogłam domyślić się, że ma amnezję! Tak w ogóle to prawie sama się nie zabiłam, ale na szczęście był przy mnie Maxi. Zawsze kiedy sięgałam po żyletkę przychodził do mnie, rozmawiał ze mną, pocieszał mnie. Staliśmy się prawdziwymi przyjaciółmi na dobre i na złe. Ale jeśli ludzie mają przeze mnie cierpieć... Postanowiłam, że się powieszę. Co więcej- zrobię to dzisiaj wieczorem. I nikt mnie już nie uratuje. Będę cierpieć tak, jak cierpiała Violetta. Może wreszcie odkupię swoje winy.
Gdy wyjechałam z rentgena okazało się, że moja noga się mocno stłukła. Założyli mi szynę. Bolało, ale na pewno mniej niż wtedy kiedy potrącił mnie samochód. Tak w ogóle to moje cierpienie złagodził León. Odwiedzał mnie codziennie i dawał mi róże oraz kartki z życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia. Co dzień myślałam o nim, czuję coś do niego. Ale jest ta Lara która chce mi go wziąć... Zresztą on spędza z nią dużo czasu. Pewnie nawet nie wie jak tak naprawdę mam na nazwisko. Moje rozmyślania przerwał León wchodzący do mojej sali.
- Cześć Violetto Castillo- uśmiechnął się.
O proszę! Czyli jednak wie!To jest wszystko podejrzane, w mojej głowie padały różne pytania na ten temat...
- Viola! Ziemia do Violetty!- Chłopak machał mi ręką przed twarzą.
- Już jestem- powiedziałam otrząsając się z amoku. León uśmiechnął się, a ja poczułam jak się rozpływam. Teraz wiem już, że na pewno się w nim zakochałam.
- Kiedy wychodzisz?- zapytał nieoczekiwanie.
- A co cię to?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Bo... ja- podrapał się po karku- no... chciałbym zaprosić cię na spotkanie przyjacielskie- wypalił. Spojrzałam na niego dziwnie, choć tak naprawdę skakałam w środku z radości.
- W takim razie wychodzę za tydzień. Ale nadal będę mieć szynę- mruknęłam.
~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~~~~❤~~~
Wybaczcie taką długą nieobecność, ale nie miałyśmy czasu na napisanie chociaż kawałka rozdziału. Następny jednak pojawi się na pewno o wiele szybciej;).
Dziękujemy za wszystkie komentarze, jesteście wspaniali:*.
Pozdrawiamy,
Gaja i Vanill.